Tytuł: Koniki Gwiezdnej Klingi. Nowy Mrok org. A New Darkness
Autor: Joseph Delaney
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 345
Tytuł: Kroniki Gwiezdnej Klingi. Mroczna Armia org. The dark Army
Autor: Joseph Delaney
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 367
Tytuł: Kroniki Gwiezdnej Klingi. Mroczna Zemsta org. The Dark Assassin
Autor: Joseph Delaney
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 339
Po śmierci Starego Gregorego pieczę nad stracharskim fachem sprawuje
ostatni z jego uczniów - Thomas Ward. Zły został pokonany, ale z północy
nadchodzi ogromne niebezpieczeństwo. Kobaloscy magowie i wojownicy pragną
opanować odległe tereny, zabić chłopców i mężczyzn oraz zniewolić wszystkie
ludzkie kobiety. Do walki z groźnym nieprzyjacielem przyłącza się Grimalkin,
która nie do końca pozostaje szczera ze swoim towarzyszem broni, przez co
dochodzi do wielu nieporozumień. Gdy wszystko wydaje się być przegrane, na
horyzoncie pojawia się stara przyjaciółka Thoma, Alice. Postać wprowadza
jeszcze większe zamieszanie...
Jest mi strasznie przykro, że w celach marketingowych zepsuto serię, którą
darzę ogromnym sentymentem. Kroniki Gwiezdnej Klingi to DNO. Mimo, że wszystko
nazywa się tak samo, jest zupełnie inne...
Jest aż tak źle, że nie wiem od czego zacząć. Jedyne na co mam ochotę, to
wymazać to wszystko z pamięci i skończyć na bezpiecznej granicy wyznaczonej
ostatnim tomem Kronik Wardstone. Moim zdaniem Kroniki Gwiezdnej Klingi skopały
wszystko. Od bohaterów, przez akcje aż do moich wspomnień.
O ile pierwszy tom był ok, tak druga i trzecia część są śmiechu warte. Nie
ma tam praktycznie nic co przypominałoby stare, dobre Kroniki Wardstone. Nie
poznaje żadnego z bohaterów. Thom ma rozdwojenie jaźni, Grimalkin pożegnała się
ze swoimi zasadami, a Alice... ona nie powinna istnieć. Próbowałam to zrozumieć
i przetrawić, ale nie pomogło. Jestem w pełni świadoma, że na przestrzeni tych
kilku tomów bohaterowie dorastali i dojrzewali. Zwłaszcza Thom i Alice, których
poznaliśmy, jak byli jeszcze dziećmi. Nie uprawnia to jednak do upadku postaci
na dno i całkowitej zmiany ich osobowości.
Fabuła i akcja są jakby pisane na siłę, żeby było, żeby pisać. Wszystko w
dalszym ciągu napisane jest lekkim i łatwym w odbierze języku, ale naciągnięte
do granic możliwości. To jeden z tych przypadków, w których autor nie wiedział
kiedy skończyć pisać i stworzył TO. Ogrom nieprawdopodobnych, nawet jak na
fantastkę, zdarzeń, ciągów przyczynowo-skutkowych i co najgorsza relacji
międzyludzkich.
Kto czytał doskonale wie o czym mówię. Wątek miłosny to ostatnie co pasuje
do powieści. Można było się spodziewać, że prędzej czy później nastoletnich
bohaterów strzałą miłości postrzeli Kupidyn. Po cichu, w głębi serca liczyłam,
że tak nie będzie, że JUST FRIENDS i wszystko będzie jak dawniej, ale nie. To
też zostało zabrane. Przez ten jeden wątek, główny bohater wychodzi na
hipokrytę, który nie radzi sobie z ludzkimi emocjami. Brawo.
Może gdyby Kroniki Gwiezdnej Klingi byłby oddzielną serią miałoby to
większy sens, ale dla wiernego fana jest to strzał w kolano. Nie pozostaje mi
nic poza próbą wymazania tego z pamięci. Płakać się chce. Zabolało.
EDIT: Najlepszy pedantyczny przecinkomaniak Julia Gulcz
1 komentarze: