Tytuł: Black Ice org. Blac Ice Autor: Becca Fitzpatrick Wydawnictwo: Otwarte Rok wydania: 2014 Liczba stron: 448 Na star...

19. Black Ice czyli 1,5 dnia wyjęte z otaczającego świata.


Tytuł: Black Ice org. Blac Ice
Autor: Becca Fitzpatrick
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 448

Na starcie chcę Was wszystkich przeprosić za tak długą nieobecność i brak postów. Zaczął się rok szkolny, w który się jeszcze wdrażam i szukam wolnych chwil do czytania. Niestety jak na razie znajduję je w weekendy i wszystko bardzo wolno idzie. Myślę, że jak już się ze wszystkim ogarnę to pójdzie  z górki i posty będą sie pojawiać częściej.
               
                Britt długo przygotowywała się do wymarzonej wyprawy wzdłuż łańcucha górskiego Teton. Niespodziewanie dołącza do niej jej były chłopak, o którym dziewczyna wciąż nie może zapomnieć. Zanim Britt odkryje, co tak naprawdę czuje do Calvina, burza śnieżna zmusza ją do szukania schronienia w stojącym na odludziu domku i skorzystania z gościnności dwóch bardzo przystojnych nieznajomych. Jak się okazuje, obaj są zbiegami. Britt staje się ich zakładniczką. W zamian za uwolnienie zgadza się wyprowadzić ich z gór.

Gdy dziewczyna odkrywa mrożący krew w żyłach dowód na to, że w okolicy grasuje seryjny morderca, a ona może stać się jego kolejnym celem, sprawy przybierają dramatyczny obrót…
          
(źródło opisu otwarte.eu)

                Nie mam zielonego pojęcia od czego zacząć. Na pierwsze zdanie jest tyyyle możliwości. A mianowicie "Po prostu się zakochałam." ,"Dawno nie czytałam tak dobrej książki." , "Mam takiego kaca książkowego, że nie mogę się pozbierać" i wiele, wiele równie mocno chwytających za serce początków... Skończyłam czytać Black Ice wczorajszego popołudnia. Zajęło mi to niecałe dwa dni. A jeszcze mniej zajęło zakochanie się w niej. Dość rzadko jest tak, że książka od pierwszych stron wkupuję się w moje książkopożerające łaski. W tym przypadku tak było. Black Ice to książka praktycznie idealna. (Ma jeden minus- koniec) Wartka, trzymająca w napięciu, nieprzewidywalna akcja łapie czytającego w swoje sidła i nie puszcza jeszcze długo po przeczytaniu. W miarę szybko postępującego czytania coraz bardziej zaskakiwało mnie wszystko. Całkowicie NIE-PRZE-WI-DY-WAL-NA. (Jeśli jesteś z tych co starają się przewidzieć zakończenie książki to w tym przypadku się nie trudź- i tak Ci nie wyjdzie) Zwrotowe zawroty głowy. Wszystkie moje początkowe wizje na temat samych wydarzeń przyprawiły mnie tylko o ból głowy. Co skok w bok, to zwrot i wszystko od nowa. Po krótkim czasie poddałam się i już całkowicie pozwoliłam sobie na popłynięcie wraz z powieścią. Nie pożałowałam. Jak tylko porzuciłam moje plany przekroczenia mety na starcie przyjemność z czytania wzrosła jeszcze bardziej. Dotarł do mnie bogaty wachlarz emocji zapisany w każdym akapicie. Jeśli chodzi o emocje. Tak jak akcja- są bardzo zaskakujące i zmienne. Zmienia się akcja, zmienia się nastrój, zmieniają sie emocje, które w nas lektura wywołuje. Czytając miałam wrażenie, że w mojej głowie powstaje gęsta emocjonalna zupa o skrajnych, ostro- słodkich smakach.  Przed przeczytaniem tej książki nie sądziłam, ze jedno zdanie może wywołać w człowieku tyle odczuć jednocześnie. A tu niespodzianka i książka mówiąca: "Zmiażdżę Cię całą sobą słaby, podatny na bodźce człowieczku". I tak też się stało. Zostałam zniszczona, zmiażdżona i zmieszana z błotem w pozytywnym tego znaczeniu. Zmienia się akcja, zmienia się nastrój, zmieniają emocje i oczywiście zmienią się bohaterowie. Główne postacie książki są bardzo dynamiczne i mają bardzo wiele różnych odsłon. To tak, jak gdyby w każdej z sytuacji brał udział odpowiednik z równoległego świta. Nie ważne w jak trudnej i innej sytuacji znalazła się Briff czy Jude zawsze odsłaniali nowe cechy. Uwielbiam takie barwne postacie. Nigdy się nie nudzą. Nasi bohaterowie to coś więcej niż tylko wykreowane przez autorkę pionki płynące z całością. Są bardzo żywi. Śmiało mogę powiedzieć, że pasują to prawdziwego człowieka. (No jakby oni nie byli prawdziwymi ludźmi tylko kosmitami..Prawdziwymi w sensie nie napisanymi tylko takimi żyjącymi. No wiecie o c chodzi..) Nie są to jakieś idealne, przerysowane, wymarzone człowieczki tylko ludzie z zaletami i wadami. Mogłabym sie jeszcze długo rozwodzić na temat zalet książki. NA temat jej bardzo dobrej narracji, składni, wyważonego słownictwa, ale po co..Zamiast tego zachęcam was wszystkich do przeczytania tego dzieła. Tylko zarezerwujcie sobie ok. dnia góra dwóch. Jak zacznie to się nie oderwiecie.

P.S. Ciągle mam ogromnego kaca książkowego. 

6 komentarze:

Tytuł: Origin org. Origin Autor: Jennifer L. Armentrout Wydawnictwo: Filia Rok wydania: 2015 Liczba stron: 458 ...

18. Origin. To jeszcze nie koniec.


Tytuł: Origin org. Origin
Autor: Jennifer L. Armentrout
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 458


Rozczarowanie Daemona sięga zenitu gdy dowiaduje się, że Katy nie ma w Mount Weather.  Teraz najważniejszym celem jest odnalezienie jej. Co stanie się z tymi, którzy staną mu na drodze? Co jest gotowy zrobić Daemon jeśli w grę wchodzi ocalenie swojej miłości? Któż to wie... 
Aby przeżyć Katy musi się przystosować. Nic więcej jej nie pozostało jak czekać i zbierać informacje. Ale co ma o tym wszystkim myśleć? Nie wszystkie słowa Dedalusa wydają się być szalone. Jeśli tak...Kto jest prawdziwym wrogiem? Ludzie? Luksjanie? Dedalus? Wielka niewiadom?
Co czeka naszych zakochanych? Kto okaże się największym złem? Co w obliczu prawdy wybiorą Katy i Daemon? Odpowiedzi nie zna nikt..

Po przeczytaniu pierwszego zdania szlak mnie trafił. Ona znowu marudzi! Jak można być takim marudnym i cały czas użalać się nad sobą. No co jest z Tobą nie tak Katy? Przysięgam, że naprawdę miałam ochotę ją udusić. Na szczęście w dalszej części ogarnęła i zaimponowała nawet swoją postawą. Wróciła do starej, dobrej, upartej Katy. Daemon jak zwykle uparty bardziej niż wszyscy ludzi i Luksjanie razem wzięci. Niegrzeczny chłopiec stał się jeszcze bardziej niegrzeczny i buntowniczy. Istny rebel. To wszystko sprawiło, że jeszcze bardziej zyskał w moich oczach i stał się nad wyraz pociągający. Tak, właśnie to powiedziałam. No ale cóż..W tej części Katy i Daemon wiele przeszli. I nie było to takie ciągłe (mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi). Miało pazury. Oboje nie użalali się cały czas nad sobą i bardzo dobrze potrafili cieszyć się chwilą. Łączy się to jednocześnie z akcją w książce, która była wartka, wciągająca i bardzo zmienna. W żadnej z wcześniejszych części nie było takich zwrotów akcji. To niesamowite jak bohaterowie, których znamy mogą nas zaskoczyć. I to zdziwienie, smutek, żal, zaskoczenie i radość jednocześnie, kiedy nasz idealny plan legnie w gruzach i dzieje się zupełnie inaczej. W takich chwilach, gdy czytałam Origin moja wina wyglądała jakby ktoś specjalnie wytrącił z ręki najpyszniejszego rożka. Skok tu, skok tam i wszystko jest inaczej. W jednym momencie szczęście a na następnej stronie już ucieczka. To wszystko czyni książkę bardzo wciągającą. Słownictwo, składnia w książce jak we wcześniejszych jest poprawna, ale luźna. Dopasowana do stylu w jakim jest pisana. Zaczęłam od (dosłownie) początku książki więc i na zakończeniu skończę. O KSIĄŻKO NAD KSIĄŻKAMI jak można zrobić coś takiego i zakończyć w takim momencie. Okay. Trzyma w napięciu i to jest ogromny plus, ale...świadomość, że nie wiemy co jest dalej wyżera nam dziurę w głowie, w sercu, w żołądku. Przeżera nas jak wygłodniały zombie, który właśnie dostał świeży mózg. I tak się też czuję czekając na kolejną część, Jakby zombie wyżerał mi mózg.. A może to tylko początek roku szkolnego. 

8 komentarze: