Tytuł: Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile życia org.   God Never Blinks: 50 Lessons for Life's Little Detour...

42. Bóg nigdy nie mruga


Tytuł: Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile życia org. 
God Never Blinks: 50 Lessons for Life's Little Detours

Autor: Regina Brett
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 320

Nie mam w zwyczaju nie kończyć książek, ale w przypadku tej po prostu nie jestem w stanie. Może kiedyś do niej wrócę, ale nie sądzę, żeby tak się stało. Każdy tę książkę zna, każdy o niej słyszał. Światowy bestseller, który jest przereklamowany. Do przeczytania książki nie zachęciły mnie jednak opinie ludzkie, które krążyły po świecie tylko fakt, że wcześniej przeczytałam Jesteś Cudem, które naprawdę zasługuje na gromkie brawa zachwytu.

Jak już mówiłam, nie skończyłam jej. Nie byłam w stanie. Ta książka ma tak nostalgiczny, dołujący nastrój, że podczas czytania odechciewa się żyć. Znalazłam kilka lepszych fragmentów, niestety mogę je policzyć na palcach jednej ręki. 4 na ponad 200 stron. Coś tu zdecydowanie nie gra.

„50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu” cytując już sam tytuł. Osobiście nie zgadzam się z tym. Czytając tę książkę w ciężkim momencie swojego życia to tak, jak włączyć najsmutniejszą piosenkę, żeby się dobić. Książka nie pokrzepia, ona zasmuca. Podkówka na twarzy murowana.

Do części czysto technicznej nie mogę się przyczepić. Nie mam do czego. Stylistycznie wszystko gra i śpiewa, ale treść. Treść pozostawia wiele do życzenia. Może gdyby nie była to książka z tych o charakterze podbudowującym to byłaby całkiem dobra, ale w takim przypadku  nie jest. Stwierdzenie z okładki jest mocno naciągane. Postawiłam bym je na drodze do nieprawdy.

Nie rozumiem ogólnoświatowej aury, która otacza tę pozycję. Może wynika to z tego, że Jesteś Cudem postawiła wysoką poprzeczkę a może dlatego, że po prostu jest kiepska. 

3 komentarze:

Mamy wrzesień, już niedługo (miejmy nadzieję, że na dłużej) zaczyna się jesień czyli idealny czas na seriale. Z mojej serialovej strony zmie...

41. Serialove uaktualnienie

Mamy wrzesień, już niedługo (miejmy nadzieję, że na dłużej) zaczyna się jesień czyli idealny czas na seriale. Z mojej serialovej strony zmieniło się kilka rzeczy. Coś przyszło, coś poszło. No wiecie jak to jest. Do mojej małej serialovej kolekcji dołączyły 2 seriale: 

Lucifer


Lucifer Morningster, przerażjący władca piekła znudzony swoją dotychczasową pracą, gorące dni w czerwieni i czerni zamienia na luksusy w Los Angeles. Zostaje właścicielem dobrze prosperującego klubu. Gdy dochodzi do morderstwa znanej gwiazdy postanawia stanąć po stornie dobra i dzięki swoim umiejętnością znaleźć mordercę. Krótko po minionym wydarzeniu zaczyna pomagać policji w kolejnych morderstwach.

Iście szatański serial. Nastał taki okres, w którym większość seriali się skończyła i coś trzeba było zrobić ze swoim życiem. Znalazł się Lucifer. Miał być na dłuższy czas, ale po 3 dniach cały sezon był za mną. Bez zastanowienia mogę powiedzieć, że to dobry serial, bardzo wciągający z ciekawą akcją. Sam nasz główny bohater mimo tego, że potrafi być strasznie nieznośny i irytujący urzeka. Jeśli lubisz szczyptę fantastyki, pół łyżeczki detektywistyczności i kryminalności to jest to serial dla Ciebie.
Jesteśmy po premierze drugiego sezonu. Kto już oglądał?

Kroniki Shannry



Tysiące lat po upadku ludzkości, Cztery Krainy są zagrożone. Drzewo Ellcrys, zapewniające magię w krainie elfów oraz stanowiące barierę między światem demonów, umiera. Jedyną nadzieją jest młoda księżniczka Amberle Elessedil , która zostaje wybrana do misji odnalezienia nasionka Ellcrys i doprowadzenia go do odrodzenia. Nastolatka wraz ostatnim potomkiem z rodu Shannara - Wilem (Austin Butler) i złodziejką Eretrią  wyrusza w niebezpieczną podróż. (źródło:Filmweb)

Dla mnie to był kolejny seriali na przeczekanie. W końcu wszystko tak szybko się skończyło. Fantastyka, moje klimaty więc czemu nie. I się zaczęło...Nie powiem, że jest to bardzo wymagający, ale na pewno wciągający. Nie jest to jeden z tych seriali z górnej półki, ale ma coś w sobie. Na spokojnie, jako przerywnik jest akurat.

Dwa seriale zeszły trochę na bok w mojej serialowej liście. Jeden całkowicie, jeden częściowo.
Penny Dreadful wraz z trzecim sezonem stało się tak ciężkie, że nie mogę tego strawić. Jest ciężkie w ten nieznośny sposób, który utrudnia wszystko co jest związane z jego oglądaniem. Stał się zbyt ciężko strawny. Ten sezon musi poczekać na odpowiedni moment.

Drugim serialem jest Mr. Robot, który w swój dziwaczny sposób również stał się bardzo ciężki. Jednak nie jest to ten sam rodzaj ciężkości co w serialu wyżej wymienionym. Mr. Robot stał się głębszy, bardziej psychologiczny i wymaga więcej przemyśleń. Nie jest to serial czysto do odpoczynku. Wymaga od nas trochę więcej siły, więc ten sezon jest dla mnie na lepsze dni.

Koniec września , za chwilę dużo nowych sezonów ukochanych seriali. Jednak dla fanów PLL i Teen Wolf’a nowy sezon niestety będzie tym ostatnim. 

Na kolejny sezon Pretty Little Liars musimy czekać do kwietnia. To szmat czasu dla fana spragnionego wyjaśnienia się tego wszystkiego, co teraz się tam zadziało. W ostatnim odcinku, a dokładniej jego ostatnich 15 min stało się więcej, niż w całym sezonie. Coś tutaj nie gra, chociaż ten serial od zawsze lubi nas zaskakiwać. Są ludzie, którzy nie są na bieżąco, więc bez spoilerów. Czekam na ostatni sezon bardzo niecierpliwie jednak nie wyobrażam sobie końca.

Za TW czekamy już bardzo, bardzo długo z racji zdrowotnych problemów serialowego Stilesa. Po tak długim okresie czekania oczekuję od ostatniego sezonu czegoś naprawdę mocnego. Niestety boję się, że mogę się zwieść. Od dłuższego czasu czekam za takim porządnym kopniakiem od niego. Jego zalążki pojawiły się w kilku odcinkach, ale to jeszcze nie to na co czekam. Krąży wiele plotek, wiele domysłów dotyczących nadchodzącego sezonu. Mam nadziej, że chociaż jedna z nich okaże się prawdziwa. Kto zgadnie jaka?

7 komentarze:

Tytuł: Jutro, kiedy zaczęła się wojna org. Tomorrow, When the War Began Autor: John Marsden Wydawnictwo: Znak Rok wydania: 2011 ...

40. Jutro, kiedy zaczęła się wojna.


Tytuł: Jutro, kiedy zaczęła się wojna org. Tomorrow, When the War Began
Autor: John Marsden
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 272

Od teraz wszystko jest inaczej. Nazywam się Ellie. Wraz z  przyjaciółmi wybraliśmy się w górską podróż do Piekła. Wycieczka okazała się elementem scalającym naszą przyjaźń. Przyjaźń i nie tylko. Po wspaniałym czasie spędzonym w naturze wróciliśmy nie do domu, lecz do prawdziwego piekła. Ludzie zniknęli, zwierzęta były martwe. Nikt nie wie co się stało, nikt nie wie co teraz będzie. Lecz jedno jest pewne. Musimy walczyć by przeżyć.

Mamy rok 2016. „Jutro” jest z roku 2011 i nie wiem jak to jest możliwe, że przeczytałam tę książkę dopiero w tym roku. Tak naprawdę gdyby nie Marta, która mi ją pożyczyła do tej pory nie słyszałbym o niej. I jak wiele bym straciła.

Jak już mówiłam „Jutro” dotarło do mnie przez Martę i na początku sobie leżało. Czekało na swoją kolej. Przyszedł odpowiedni wieczór i książka wpadła w moje łapki. Początek szedł mi ciężko. Przeczytałam 10 stron. Następnego ranka kolejne 10. I przyszedł Fobos, którego tak nie mogłam się doczekać, że wbrew moim zasadom książka po prostu wylądowała z boku. Skończyłam jedną i wróciłam do mojej wcześniejszej lektury. I wtedy się w niej zakochałam. Tak jakby pierwsze 20 stron, które mi nie leżały nie miały znaczenia. Przyszedł odpowiedni moment i zostałam porwana za okładkę. Nie mogłam się oderwać. Po prostu nie mogłam.

Książka jest napisana lekkim, przyjemnym językiem. Bardzo szybko się czyta. Akcja rozwija się stopniowo co oczywiście jest na plus. Wiadomo, nie jest to szczyt literatury, ale ma w sobie to coś. Uczy wielu życiowych wartości. Fabuła jest przejrzysta i bardzo wciągająca. „Jutro”  ma w sobie to , co po odłożeniu każe człowiekowi złapać ją i czytać dalej.

Podoba mi się bardzo to, że akcja rozgrywa się w Australii. Jest pewnie wiele książek, których fabuła osadzona jest na tym odległym kontynencie, ale ta jest moją pierwszą i to dla mnie miłe zaskoczenie. Bohaterami książki zwykli ludzi. Zwykli, najzwyklejsi nastolatkowie, którzy po prostu chcieli odetchnąć od codzienności. W momencie kiedy zaczynałam czytać „Jutro” nie miałam pojęcia o czym jest i w momencie, kiedy fabuła doszła do momentu żywszej akcji, zdziwiłam się, że książka będzie o tym. Nie spodziewałam się tego. Szok.


Minusów? Raczej nie ma. No może jej grubość. Niecałe 300 stron dobrej książki to zdecydowanie za mało. Ale w tym momencie, kiedy możemy czytać całą serię w ciągu, nie jest to takim wielkim złem.

0 komentarze: