Tytuł: Magnus Chase I Bogowie Asgardu. Miecz Lata org. The Sword of Summer. Book One
of Magnus Chase and the Gods Asgard.
Autor:
Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 512
Dla niektórych życie rozpoczyna się po śmierci. Magnus
Chase to 16 niegrzeczny chłopiec. Od czasu kiedy skończył 14 lat, jego matka
poświęciła własne życie broniąc go przed wilkami mieszka na ulicach Bostonu. Ciągle żyje tylko dzięki swojemu
sprytowi i odwadze. Nie należy też do głupich. Jest mądrym nastolatkiem. Tuż przed
swoimi 16 urodzinami dowiaduje się, że ktoś go szuka. Wuj Randolph. Matka
zawsze ostrzegała go przed tym człowiekiem. Kiedy próbuje dowiedzieć się o co
chodzi, wchodzi w sam środek wujowej pułapki. Rantolph zaczyna mu opowiadać o
jego ojcu, o jego dziedzictwie, o tysiącletniej broni. Od tego momentu wszystko
zaczyna się składać w jedną całość. Magnus przypomina sobie opowieści z
dzieciństwa o nordyckich bogach i Ragnatoku- Sądnym Dniu. Coś dzwoni, ale nie
wiadomo w którym kościele. Magnus tak
szybko się tego nie dowie, ponieważ świat zostaje zaatakowany przez ogniste
olbrzymy. Nasz bohater w walce umiera...By zacząć życie od nowa.
Szczerze? To nie wiem co powiedzieć. Mam bardzo mieszane uczucia
co do tej książki. Niby mi się podoba, niby pasuje, ale coś tam nie gra i nie
tańczy. Czytałam już Persiaka,Olimpijskich Herosów, Kroniki Rodu Kane i teraz ta
książka wydaje mi się mocno schematyczna. Pół boskie dziecko, którego życie nie
rozpieściło. Skądś już to znam.
Moim zdaniem na minus jest jeszcze to, że w zupełnie
odrębnej powieści i mitologii pojawiła się postać z serii greckiej. Mianowicie
Anabeth. Przez cały okres czytania doszukiwałam się jej w określonych
sytuacjach i miejscach. I nie tylko jej. Jak tylko pojawiła się woda, to moją
pierwszą myślą było „Ooo..A Percy mógłby zrobić to i to..” i tak dość często.
Jak dla mnie złym pomysłem było nawiązanie do innych powieści autora, ponieważ
w ten sposób zupełnie została odwrócona uwaga od tego, co dzieje się tu i
teraz. Tak samo z niektórymi szczegółami, które w Persiaku były ubóstwiane a tu
wręcz negowane. I jeden tytuł rozdziału, który był ogromnym nawiązaniem do
Olimpijskich Herosów też był trochę nie na miejscu.
Co do reszty tytułów rozdziałów..Skradły moje serce.
Naprawdę. Tyle humoru w taki krótkim tekście nie widziałam dawno. Cała książka
pełna jest bardzo dobrego, ale też specyficznego poczucia humoru. Nadaje jej to
wyjątkowy, niepowtarzalny klimat. Mimo schematyczności Miecz Lata ma w sobie to
coś, co wciąga czytelnika i nie pozwala się oderwać.
Niestety chcąc, nie chcąc w Magnusie widzę cząstkę Persy’ego
a w Sam Anaabeth. Nie wiem, może to jakieś moje zboczenie, ale naprawdę. W
zachowaniu, po części w sposobie myślenia czy kontaktach międzyludzkich. Nie
znaczy to, że ich nie lubię. Bo lubię z tym, że chyba nie skradli aż tak mojego
serca. Brakuje mi w nich takiej indywidualności, niepowtarzalności.
Miecz Lata jest lekką lekturą, prostą w obsłudze. Myślę, że
jeśli komuś nie przeszkadza schemat lub nie czytał wcześniejszych dzieł autora
to zakocha się w tej książce. Czekam na kolejne części, może uda im się
zrehabilitować.
0 komentarze: